Mateusz Ładysz. Working student @ MIMUW. Uniwersytet Warszawski. Executive Director at Goldman Sachs. Goldman Sachs. The London School of Economics and Political Science (LSE), +3 more. Fairfax Get all the lyrics to songs by Bernard Ładysz and join the Genius community of music scholars to learn the meaning behind the lyrics. Ardon gli incensi" (Lucia, Raimondo, Normanno, Chorus) Bernard Ladysz, Maria Callas, Philharmonia Chorus, Philharmonia Orchestra, Renzo Casellato, Roberto Benaglio & Tullio Serafin. Lucia di Lammermoor, Act 1: "Il tuo dubbio è omai certezza Come vinti da stanchezza" ( Normanno, Enrico, Raimondo, Chorus) Bernard Ladysz, Philharmonia Chorus cash. W sobotę w wieku 98 lat zmarł śpiewak operowy Bernard Ładysz. Wczoraj obchodził swoje urodziny. Bernard Ładysz urodził się 24 lipca 1922 roku w Wilnie. W czasie II wojny światowej był żołnierzem Wojska Polskiego, walczył też w Armii Krajowej. Został aresztowany przez NKWD i zesłany w głąb Rosji. Naukę śpiewu rozpoczął w Wilnie (1940-1941). Kontynuował ją w latach 1946-1948 na studiach wokalnych w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Warszawie. Karierę rozpoczął w Zespole Reprezentacyjnym Wojska Polskiego. Przez wiele lat (1950-1979) był solistą Opery Warszawskiej i Teatru Wielkiego w Warszawie. W 1956 r. zwyciężył w międzynarodowym konkursie śpiewaczym w Vercelli, gdzie zdobył najwyższą nagrodę „Il primo premio assoluto”. Od tego momentu rozpoczęła się jego międzynarodowa kariera. Jako pierwszy polski artysta został zaangażowany do partii solowej w nagraniu opery przez wielką światową firmę fonograficzną „Columbia” – w 1959 r. wystąpił obok Marii Callas w nagraniu Łucji z Lammermooru pod dyrekcją Tullio Serafina. Columbia zaprosiła potem Ładysza do nagrania całej płyty z ariami operowymi Verdiego i kompozytorów rosyjskich. Odeszła legenda polskiej sceny operowej, wybitny śpiewak, aktor i żołnierz, wielki polski patriota Bernard Ładysz. Na scenie partnerował Marii Callas. Zaledwie wczoraj świętował 98 urodziny. 1/2 — Piotr Gliński (@PiotrGlinski) July 25, 2020 - Odeszła legenda polskiej sceny operowej, wybitny śpiewak, aktor i żołnierz, wielki polski patriota Bernard Ładysz - napisał na Twitterze Piotr Gliński, szef Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. (oprac. p) Fot. Wikipedia/Aleksander Ładysz Jan Stanisław Kiczor Bernard Ładysz – nie tylko o zażywaniu tabaki Bernard Ładysz prywatnie fot: Aleksander Ładysz W jednym z wywiadów, Bernard Ładysz wspomina: „- Jestem szczęśliwy i dumny, że młodość przeżyłem w Wilnie; piękną młodość, jakiej życzyłbym wszystkim: śpiewy, zabawy, wódeczka, przyroda… Nie ma nic wspanialszego na świecie. Ale w ostatecznym rozrachunku warto także przeżyć nawet chwile trudne, tragiczne… Potem jest o czym opowiadać. Ja, niestety, mówić nie umiem: dla mnie istnieje tylko wypowiedź przez muzykę, przez śpiewanie. Mama kiedyś mi powiedziała: “śpiewaj synku dla wszystkich, o wszystkim – tylko śpiewaj sercem”. I to prawda: nienaganna technika wokalna, artystyczny warsztat są nieodzowne, konieczne, ale nie zastąpią szczerości, emocji, zaangażowania. Matka była zresztą na ogół najlepszym komentatorem moich występów. Kiedyś, pamiętam, zaszyłem się na parę dni daleko od cywilizacji, ale i tam mnie odnaleźli, bo następnego dnia musiałem zaśpiewać w Teatrze Wielkim partię Borysa w operze Borys Godunow. Na wczasy wyjechałem z miłą dziewczyną, nie miałem w głowie ćwiczenia głosu. Po spektaklu zapytałem mamy, jak wypadłem. “No, byłeś taki Borysik” – oświadczyła. Nic dodać, nic ująć: strzał w dziesiątkę…” Urodził się w Wilnie, dnia 22 lipca 1922 roku w domu przy ul. Potockiej, pod numerem 1, mieszkania 16. Ojciec z zawodu był kamasznikiem i miał swój warsztat, matka zajmowała się domem. Miał dwóch starszych braci (jak sam żartobliwie wspomina – nosił po nich ubrania). Najpełniej swoją młodość wspomina w wywiadzie z Alicją Dołowską, odpowiadając na pytanie, czy głos odziedziczył po kimś z rodziny: „…tego nie wiem. Pamiętam jednak, że zarówno ojciec, jak i matka mieli nadzwyczaj piękne głosy. Matka – sopran. Ojciec śpiewał tenorem. Jeden ze starszych braci grał na pianinie, drugi na skrzypcach. Byliśmy bardzo biedną rodziną. Oni nie mieli czasu ani warunków, by szkolić głosy. Wspólnie z matką, ojcem, braćmi, wujem i ciotkami występowaliśmy w chórze „Hasło”, prowadzonym przez prof. Jana Żebrowskiego w wileńskim kościele Ojców Bernardynów. Brat śpiewał basem, wuj natomiast śpiewał w chórze basem partie solowe. W 1935 r. nasz chór zdobył na konkursie w Warszawie pierwsze miejsce ex aequo ze stołecznym chórem „Harfa”. Musieliśmy być naprawdę dobrzy, skoro „Hasło” postawiono na równi z „Harfą”, – najlepszym chórem w Europie. W Wilnie istniał wtedy jeszcze drugi świetny chór – „Echo”. Chór Żebrowskiego skupiał środowisko rzemieślnicze: krawców, szewców, piekarzy. „Echo” nazywaliśmy chórem pańskim, bo w nim śpiewali dyrektorowie, szeroko pojęta inteligencja. Ale to nasz był lepszy…”. W innym wywiadzie, wspomina: „...w domu byłem wychowywany po katolicku. Chodziłem do kościoła, a wracając, bywało, że pograłem jeszcze w piłkę z kolegami, pośmiałem się, to było życie! Kochałem Polskę, kochałem ojca, matkę. Nam nikt nie musiał mówić o Ojczyźnie, wiedzieliśmy, czym ona jest. Dlaczego wszyscy kochali Piłsudskiego? Przecież nie było telewizji, nikt nie czytał tylu gazet. Tę rolę pełniło prawdziwe wychowanie, jakie się odbierało w domu. Mój tata był biednym chłopem, a za Polskę duszę by oddał. A kto go tego uczył? W domu słyszał o tym od swoich rodziców. A co dzisiaj robi z młodymi ludźmi telewizja, jak ich wychowuje. Wychowywano nas w polskim duchu. Dla mnie była i jest Polska. Reszta mnie nie interesuje. Jak i religia. Nieważne, czy ksiądz dobry, czy zły. Jest Bóg. I koniec…” Nauki pobierał w Gimnazjum Mechanicznym na Kopanicy. Potem, w czasie wojny, w konspiracji. Uczęszczał na tajne komplety. – Chudy byłem jak patyk – wspomina. – Ale oprócz szkoły pracowałem w piekarni, do której wstawałem o piątej rano. Na początku 1940 roku, siedemnastoletni Bernard wstąpił do AK. – Na naszym podwórku były dwie panie, które działały w konspiracji – mówi. Za ich „pomocą” – poszło…/ “Bas niepokorny” Tomasz Gawiński/ . Niestety, działalność w AK zakończyła się aresztowaniem i zesłaniem do Kaługi gdzie na robotach przymusowych spędził dwa lata przy wyrębie lasów. Jak wspomina: „… to malutko, bo ludzie siedzieli tam po dziesięć, piętnaście lat. Dwa lata wystarczyły, żebym stracił zęby, a wcześniej miałem takie bardzo zdrowe. Na miejscu śpiewałem w zespole pieśni, rosyjski oficer przygrywał mi na bajonie, ktoś wystukiwał rytm dwoma kuchennymi chochlami..”. Po uwolnieniu, do Wilna nie miał już po co wracać, powrócił do Warszawy. Tak to zatem wspomina: „…Było ciężko. Po wojnie też, bo Wilno nie było już po polskiej stronie. Zakochałem się w Warszawie, gdy wróciliśmy z Rosji. Wjechaliśmy do miasta gruzów. I ono nas przyjęło, bo byliśmy partyzantami i wróciliśmy stamtąd. Ta biedna Warszawa oddała nam serce. Oddała 20-metrowy pokój dwudziestu osobom, chociaż miejsca było tylko dla czterech. Pamiętam: siedzieliśmy w kawiarni „Maxim” i gdy zaczęliśmy śpiewać, ludzie płakali. Płakaliśmy wspólnie nad polskim losem. Dlatego kocham Warszawę…” Małgorzata Kosińska w Culture,pl tak opisała Jego karierę: „…po wojnie – w latach 1946-48 – odbył studia wokalne w Wyższej Szkole Muzycznej w Warszawie. Od 1946 do 1950 był solistą Centralnego Zespołu Artystycznego Wojska Polskiego, z którym występował również poza granicami kraju. W 1950 zaangażowany został do Opery Warszawskiej. Zadebiutował tu rolą Griemina w Eugeniuszu Onieginie Piotra Czajkowskiego. Najświetniejszą kreacją artysty w tym pierwszym okresie jego występów na scenie operowej była rola Mefista w Fauście Charlesa Gounoda, która dała mu możność ukazania w pełni zarówno niepospolitych walorów głosu, jak i temperamentu oraz talentu scenicznego. Zwrotnym momentem w karierze Bernarda Ładysza stał się konkurs śpiewaczy w Vercelli we wrześniu 1956. Odniósł tam triumf zdobywając I nagrodę i zyskując międzynarodową popularność. Dało mu to później możliwość występów we Włoszech z artystami tej miary co Victoria de los Angeles, Antonietta Stella, Anita Cerquetti, Tullio Serafin. W 1959 nagrał w Londynie Łucję z Lammermoor Gaetano Donizettiego wspólnie z Marią Callas ( wystąpił z nią, jako jedyny polski śpiewak) pod dyrekcją Tullio Serafina dla firmy Columbia. Ta sama firma zaprosiła go również do nagrania całej płyty długogrającej z ariami operowymi Giuseppe Verdiego i kompozytorów rosyjskich. Wielkim sukcesem artystycznym w karierze artysty była kreacja roli tytułowej w Borysie Godunowie Modesta Musorgskiego w Operze Warszawskiej (1960), a także w nowej inscenizacji tej opery w Teatrze Wielkim w Warszawie (1972). Nie brakowało w repertuarze Bernarda Ładysza miejsca dla twórczości rodzinnej. Występował w operach Stanisława Moniuszki i śpiewał jego pieśni. Wziął udział w nagraniach opery Król Roger Karola Szymanowskiego oraz opery radiowej Usziko Tadeusza Paciorkiewicza. Występował na wielu festiwalach, również na “Warszawskiej Jesieni”. Brał udział w prawykonaniach Pasji według Św. Łukasza i Jutrzni oraz w prapremierze opery Diabły z Loudun (w roli Ojca Barré) Krzysztofa Pendereckiego, która została później nagrana przez firmę Philips. Występował w filmach, w Ziemi obiecanej (w reżyserii Andrzeja Wajdy), Znachorze (w reżyserii Jerzego Hoffmana), w musicalach, w roli Tewiego w Skrzypku na dachu Josepha Steina i Jerry’ego Bocka oraz na estradzie piosenkarskiej. Z filmu: Dolina Issy 1982 r. Brak danych o autorze zdjęcia A jednak wielu twierdzi, że Bernard Ładysz, nie zrobił kariery na miarę swoich możliwości. W artykule „Znane pary” Iza Kraft usiłuje dać obszerniejszą odpowiedź: „…Mimo iż słynny śpiewak był jedynym polskim basem, który wystąpił z Marią Callas, oszałamiającej kariery nie zrobił. Powód? Odpowiedzi trzeba szukać w tym, jak o sobie mówi: „Ja nie jestem jakiś wielki artysta, tylko normalny człowiek, którego Bozia obdarzyła głosem i – na całe szczęście – dała trochę serca”. Przez długi czas najważniejszą kobietą w życiu Bernarda była matka. Ta kobieta, kierująca się prostolinijnym systemem wartości, nie wyobrażała sobie życia poza Polską. A syn liczył się z jej zdaniem, była najsurowszym krytykiem jego dokonań. Musiało upłynąć wiele lat i dojść do drugiej warszawskiej premiery „Borysa Godunowa”, by usłyszał od niej o swojej popisowej roli: „Dotąd byłeś Borysikiem, teraz jesteś Borysem”. Młody Ładysz sprawiał wrażenie artysty niefrasobliwego. Nie dbał o sukcesy, które przychodziły mu zbyt łatwo. Najważniejsze było to, że mógł cieszyć się życiem. Z filmu „Karate po polsku” zdjęcie: Włoch Henryk Dla kogoś, kto w wieku 24 lat próbował ucieczki z sowieckiego łagru, został złapany i cudem uniknął śmierci, miało ono wartość najwyższą. Artyście coraz bardziej ciążył reżim śpiewaka operowego. Gdy jego koledzy troszczyli się o swoje zdrowie, owijali gardło szalikiem, pili rozgrzewające napary, on dawał ujście swoim słabościom. – Uważajcie z seksem, bo to bardzo przeszkadza w śpiewaniu – wyznał kiedyś ze śmiechem. Był prawdziwym koneserem kobiet. – Każda ma swój zapach, nawet bez perfum – mawiał ze znawstwem. Uwielbiał się dobrze zabawić, a one wielbiły jego. Czasami były to znajomości na jedną noc, czasami dłuższe. Przyjaciele zgodnie twierdzą, że Casanova mógłby się od niego uczyć sztuki uwodzenia. Jednak do ożenku artyście się nie spieszyło. Nie zmieniły tego nawet narodziny syna Aleksandra (56), który był owocem jego związku z dziennikarką Zuzanną Czajkowską. Znajomi artysty wspominają, że rozpierała go duma, gdy chłopak przyszedł na świat, ale na bycie ojcem Ładysz zwyczajnie nie miał czasu. Lata biegły przeplatane występami na scenach w Polsce i za granicą oraz gorącymi romansami. Każda wybranka serca śpiewaka miała nadzieję, że to ona okaże się tą jedyną i zdoła go usidlić. Ta sztuka udała się dopiero jego rodaczce, wybitnej sopranistce, Leokadii Rymkiewicz. Krewki charakter Bernarda omal nie zniszczył uczucia. Gdy na świecie pojawił się ich syn Zbigniew (49), wiele się zmieniło. – To dobra, mądra kobieta – mówi dziś o żonie, choć przyznaje, że długo się docierali. Oboje na artystycznej emeryturze uwili sobie skromne gniazdko w podwarszawskich Otrębusach. Tam w spokoju cieszą się niewielkim domkiem z ogrodem, który wspólnie pielęgnują. On kosi trawę, ona podlewa kwiaty. Czasem, gdy czas pozwala, zaglądają do nich dorośli już synowie. Każde ich odwiedziny są wyczekiwane, a potem długo wspominane…” Synowie, to oczywiście Aleksander Czajkowski-Ładysz – bas i młodszy Zbigniew Adam Ładysz – baryton Sławomir Pietras, polski działacz kulturalny, dyrektor naczelny polskich teatrów operowych, popularyzator opery i baletu, z wykształcenia prawnik, nadto dyrektor Teatru Wielkiego w Warszawie (1991 – 1995), tak o tym opowiada: „Tak jakoś się złożyło, że mało kto wie o potomkach Bernarda Ładysza. Ten wielki polski śpiewak ożenił się stosunkowo późno, ale został ojcem dwóch udanych synów. Starszy – Aleksander – był owocem wcześniejszego związku z Irmą Czajkowską. Matką młodszego – Zbigniewa – jest Leokadia Rymkiewicz, jedyna żona Bernarda Ładysza, również śpiewaczka. Przez te wszystkie lata udanego i szczęśliwego małżeństwa kontynuowała u boku męża karierę wokalną, śpiewając mnóstwo koncertów, duetów z małżonkiem, dokonując wielu nagrań, z których szczególnie piękne są cykle polskich tej rodzinie śpiewają wszyscy, nie dorównując jednak genialnemu ojcu. Obaj synowie, obdarzeni również głosami basowymi, po rodzicielu odziedziczyli nie tylko rejestr, ale również piękną barwę. Aleksander mieszka obecnie w Krynicy i oprócz śpiewania zajmuje się impresariatem. Zbigniew, wyposażony w dwa dyplomy warszawskiej PWSM (śpiewak i organista), wyjechał do Kanady, tam założył rodzinę i kiedy tylko to możliwe, odwiedza rodziców w ojczyźnie. Bernard Ładysz, fot. fot Darek Redos / Reporter / East News Bernard Ładysz ukończył właśnie 94 lat. Los podzielił jego życie na piękne dzieciństwo i młodość w rodzinnym Wilnie, lata wojny z bronią w ręku w oddziale AK, a potem na zsyłce w lasach Kaługi. Po wojnie kształcenie głosu i śpiewanie w Reprezentacyjnym Zespole Wojska Polskiego, a następnie kilkadziesiąt lat na scenie Opery Warszawskiej i Teatru Wielkiego. Wreszcie teraz, jakże aktywne pozostawanie w tzw. stanie spoczynku”. W uznaniu wybitnych zasług artystycznych Bernard Ładysz został uhonorowany wieloma nagrodami i odznaczeniami, w 1964 otrzymał Order Sztandaru Pracy II klasy, w 2000 – Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski, w 2001 – Nagrodę Ministra Kultury, w 2006 – Złoty Medal “Zasłużony Kulturze Gloria Artis”, w 2009 – Nagrodę Warszawy. W 2008 Akademia Muzyczna w Warszawie przyznała artyście tytuł doktora honoris causa. Korzystałem z: 1. Małgorzata Kosińska, Polskie Centrum Informacji Muzycznej, Związek Kompozytorów Polskich, grudzień 2002, aktualizacja: listopad 2009. – 2. Wacław Panek „BERNARD ŁADYSZ- opowieść o zażywaniu tabaki” 3. Siedząc na ganku. Bernard Ładysz | Bohdan Kezik – NINATEKA 4. WP wiadomości „Wybitny polski śpiewak Bernard Ładysz kończy 90 lat” – Wiadomości 5. Ładysz – sukces, któremu przeszkodziły amerykańskie skarpetki… /Polskie Radio/Dwójka godz. 6. Bas nad basy – wywiad Alicji Dołowskiej Pietras „Stara operetkowa nomenklatura 8. Tomasz Gawiński „Bas niepokorny” 9. Przemówienie Prof. Ryszarda Cieśli – Promotora w postępowaniu o nadanie Tytułu Doktora Honoris Causa Bernardowi Ładyszowi 10. Wikipedia 11. Jerzy Skrobot, Tylko śpiewaj sercem, „Kraków” nr 6, czerwiec 2011 12. Iza Kraft „Znane pary” Reklama Był Pan nazywany „jednym z najlepszych basów świata”. Co Pan czuł, gdy słyszał Pan takie określenia? Nic nie czułem, po prostu śpiewałem - mówiąc dosadniej - wykonywałem robotę. Trzeba było śpiewać, to się śpiewało. Nie jest Pan w tej chwili zbyt skromy? To nie skromność, to dystans. W moim wieku na pewne rzeczy, w tym na sukcesy, patrzy się trochę inaczej. Dziś, siedzę i zastanawiam się: po co to wszystko było? Jak to po co! Setki zagranych ról, brawurowe występy na najważniejszych scenach świata, a nawet wkład w polską kinematografię. To robi wrażenie! Dziś inaczej to odbieram. A jaki moment w pana karierze był dla Pana najbardziej poruszający? Trudno powiedzieć, na pewno było wiele takich momentów. W pamięć zapadł mi jeden z występów w Australii, w Sydney Opera House. Scena w tak bliskim sąsiedztwie wody zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Ale takich pięknych momentów było znacznie więcej, choć teraz coraz mniej z nich pamiętam… Zdobył Pan wiele nagród i odznaczeń - wśród nich Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski, Złoty Medal Zasłużony Kulturze Gloria Artis i Złotego Fryderyka. Czy jest jakiś laur, który ma dla Pana szczególne znaczenie? Cieszę się z nich wszystkich, trzymam ładnie wyeksponowane w kredensie. Wiadomo, że jedne zostały przyznane szczerze, inne „bo tak wypadało” (śmiech). Ale każda z nich na swój sposób jest dla mnie wartościowa. Jakie jest Pana najpiękniejsze wspomnienie związane z Wilnem? Och, to stanowczo zbyt trudne pytanie! To jest dla mnie miasto „jedyne na świecie”. Chociaż zwiedziłem wszystkie kontynenty, to Wilno jest tym miejscem, do którego zawsze wracam sercem. Trudno mi przywołać konkretne wspomnienia, bo po pierwsze jest ich mnóstwo, a i pamięć nie ta… Ale nie da się opisać słowami sentymentu, z jakim o nim myślę. A kiedy ostatni raz Pan tu był? Ojej, bardzo dawno. Może dziesięć lat temu, może nawet więcej. Wiele bym dał, by jeszcze raz do Wilna wrócić. Rozumiem, że tym, co Pana powstrzymuje, jest sędziwy już wiek i problemy ze zdrowiem. Gdyby jednak mógł Pan dziś przyjechać do Wilna, w które miejsce udałby się Pan najpierw? Niestety, ledwo mówię, ledwo chodzę. Rozmowa z panią to już dla mnie wyczyn (śmiech). Ale gdybym jakimś cudem mógł znaleźć się w Wilnie, pierwszym miejscem, do którego bym poszedł jest mój rodzinny dom. Bardzo chciałabym zobaczyć chociaż dawno niewidziane podwórko… Zostawiłem tam masę wspomnień. Tutaj, w Warszawie, mimo tylu spędzonych tu lat, nadal czuję się obco. A czego by Pan życzył w takim razie mieszkańcom Wilna, Polakom, którzy dziś tu żyją? Wilniakom życzę po prostu, żeby byli Wilniakami! Bo to jedna z lepszych rzeczy, jakie w życiu mogą się przydarzyć. Z Bernardem Ładyszem rozmawiała Magdalena Fijołek. Bernard Ładysz (ur. 24 lipca 1922 r. w Wilnie) Śpiewak operowy (bas-baryton), aktor i żołnierz. Uczestniczył w akcji "Burza" aresztowany przez NKWD, w latach 1944-1946 zesłany wgłąb Rosji, do Kaługi. Jako artysta odnosił sukcesy na wszystkich kontynentach, został okrzyknięty jednym z najlepszych basów świata i występował u boku Marii Callas. Ma na koncie również role w filmach - w "Znachorze" Jerzego Hoffmana i "Ziemi Obiecanej" Andrzeja Wajdy. Mieszka w Warszawie z żoną Leokadią Rymkiewicz-Ładysz. Wywiad z Bernardem Ładyszem ukazał się w "Kurierze Wileńskim Magazynie" z 2 lutego 2019 r. Publikujemy go dzięki uprzejmości magazynu. Źródło: Kurier Wileński Magazyn

bernard ładysz aleksander ładysz